Jak publikować w dobrych czasopismach naukowych?

Czyli wszystko, co zawsze chcieliście wiedzieć o opublikowaniu swojego pierwszego artykułu z nauk społecznych, ale wstydziliście się zapytać

Dariusz Jemielniak
11 min readNov 9, 2021

Prof. dr hab. Dariusz Jemielniak, czł. koresp. PAN, kierownik katedry MINDS, Akademia Leona Koźmińskiego, Faculty associate, Berkman-Klein Center for Internet and Society, Harvard University

Tekst na licencji CC-BY-SA 4.0

bit.ly/PublikacjeNaukowe

Pedromics

Niniejszy krótki przewodnik ma na celu wsparcie doktorantek i doktorantów z zakresu nauk społecznych w ich pierwszych publikacjach. Zwłaszcza dla osób na początku kariery naukowej jest bardzo istotne, jak i gdzie opublikują swoje pierwsze prace, bo — realistycznie patrząc — nawet pierwsze 2–3 teksty mogą przesądzić o ich być albo nie być w świecie akademickim. Jest tak dlatego, że te kilka publikacji będzie stanowić ich cały dorobek, który zdecyduje o ich zatrudnieniu na tenure track, czy o możliwości uzyskania grantu lub stypendium wyjazdowego, które z kolei przełożą się bardzo mocno na dalsze sukcesy. Jednocześnie publikowanie w dobrych czasopismach naukowych wymaga rozumienia wielu niuansów, które nie zawsze są dla osób na początku kariery jasne.

Myleen Hollero, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Krótko o mnie: publikowałem książki w elitarnych wydawnictwach akademickich jeszcze zanim to było modne (2012 Edward Elgar, 2014, Stanford University Press, 2020, Oxford University Press, 2020 MIT Press). W 2021 opublikowałem 11 tekstów z impact factorem (i kilka bez). Mam profesurę z nauk ekonomicznych (2014), ale tak naprawdę zajmuję się zarządzaniem (z którego mam habilitację — 2009) i socjologią (druga habilitacja, 2019). Kiedyś uprawiałem etnografię, także cyfrową, ostatnio zajmuję się bardziej data science, ale w podobnym kontekście: badam społeczności internetowe. W 2019 roku zostałem członkiem korespondentem PAN, jako najmłodsza osoba w historii z nauk społecznych i humanistycznych.

Czasopisma polskie czy zagraniczne?

Kryteria wyboru czasopisma mogą przyprawić o ból głowy — a nawet dobrze znając wszystkie niuanse, nadal ów wybór nie będzie prosty. Wszystko zależy od tego, na czym nam zależy, ale zazwyczaj zależy nam na większej liczbie rzeczy niż jedna, oraz oczekuje się od nas działań z różnymi hierarchiami jakości.

Pierwsza rada, jakiej chciałbym zatem udzielić: jasno określcie, dlaczego w ogóle chcecie opublikować artykuł, a w szczególności w czym publikacja może Wam pomóc w przyszłości.

Oczywiście rozumiem, że uprawiacie naukę nie tylko dla sławy i pieniędzy (a jeśli to robicie, to przykro mi — czeka Was prawdopodobnie niemiła niespodzianka), oraz że chcecie po prostu cieszyć się odkrywaniem nowych rzeczy i dokładaniem cegiełek do sumy ludzkiej wiedzy. Super! Bardzo to szanuję. Ale pamiętajcie — Stefanowi Banachowi wystarczało pisanie na serwetkach. Jeżeli oprócz rozwoju nauki macie także bardziej przyziemne cele zawodowe, postarajcie się przynajmniej, aby Wasz wysiłek publikacyjny nie był z nimi sprzeczny.

O czym zatem trzeba pamiętać? Cóż, prosto i brutalnie: kto Was będzie oceniał i według jakich kryteriów? Jeśli chcecie się ubiegać o pracę w Polsce, to w jakim ośrodku? Czy osoby podejmujące decyzje posługują się tam raczej logiką punktów MNiSW, czy doskonałości naukowej? Jeśli to ostatnie, to jak ją rozumieją — jako publikowanie doniosłych w skali światowej wyników do międzynarodowego kręgu odbiorców, czy może jako publikacje o charakterze lokalnym, ale za to hurtowo?

PhDComics.com

Zauważcie, że ubieganie się o pracę w ośrodku, w którym nikt nie publikuje międzynarodowo, z kilkoma publikacjami w dobrych zagranicznych czasopismach to może być Mission Impossible, chyba, że osoba umocowana do podejmowania decyzji aktywnie stara się zmienić ten stan rzeczy. I odwrotnie, jeżeli chcecie się ubiegać o pracę w ośrodku, który stara się dążyć do doskonałości naukowej w rozumieniu standardów zachodnich, to nawet kilkadziesiąt autentycznie oryginalnych i wybitnych pod względem treści publikacji w polskich czasopismach Wam nie pomoże.

Jeśli mogę cokolwiek radzić — jeśli nie macie po temu silnych strategicznych powodów, starajcie się spełniać kryteria zachodnie. Nie tylko dlatego, że otwiera Wam to potencjalnie drzwi do wyjazdów, czy nawet kariery za granicą, ale także dlatego, że w długim okresie jest prawdopodobne, że waga publikacji o charakterze lokalnym będzie maleć. Wyjąwszy bardzo specyficzne, wąskie dyscypliny humanistyczne, przytłaczająca większość jeśli nie wszystkie nauki społeczne mogą publikować międzynarodowo. Jest to znacznie trudniejsze niż publikowanie po polsku — nie tylko ze względu na wymóg prezentowania oryginalnych i doniosłych rezultatów, ale także z uwagi choćby na to, że wyniki lokalne mają dla międzynarodowej publiki mniejsze znaczenie. Zgadza się, amerykańscy naukowcy i naukowczynie mają łatwiej, bo ich “lokalne” podwórko obchodzi znacznie więcej osób, niż podwórko polskie. Ale nie oznacza to, że naszych lokalnych obserwacji nie można opisać w sposób ciekawy dla świata. Można i warto.

Publikowanie tylko po polsku w oczach wielu osób oceniających może sygnalizować, że zwyczajnie nie umiecie prowadzić badań i publikować ich w światowym obiegu nauki, a jest ryzyko, że osoba oceniająca nie przeczyta Waszych kilkudziesięciu opublikowanych arcydzieł z wypiekami na twarzy od deski do deski, aby się przekonać, czy aby nie macie potencjału, a po prostu lękacie się go wykorzystać.

Czasopisma zagraniczne: jak wybrać właściwe?

Decyzja o publikowaniu w czasopismach o zasięgu międzynarodowym to jednak dopiero początek trudnych wyborów. Współczesny świat nauki funkcjonuje w systemie Publish or Perish, czyli Publikuj albo giń, będącym odpryskiem neoliberalnego systemu kontroli organizacyjnej (o którym więcej pisałem tutaj). Owszem, niektórzy mogą sobie pozwolić na luksus publikowania gdziekolwiek, ale dotyczy to jedynie bezdyskusyjnych sław światowego kalibru, które także mogą np. przez kilka lat nie publikować nic, żeby napisać przełomową książkę. Fajnie (zapewne) kiedyś dojść do takiego etapu, ale tym bardziej warto zadbać o dobre pierwsze kroki.

Photo by Jon Tyson on Unsplash

Pierwszym dobrym punktem odniesienia jest lista czasopism Journal Citation Report (link wymaga uprawnień dostępu, np. z uczelni).To lista czasopism posiadających impact factor (IF). IF to miara, która mówi o tym, ile średnio artykuł z danego czasopisma ma cytowań w ciągu dwóch lat od publikacji, ale jedynie w innych czasopismach posiadających IF. System nie jest do końca przejrzysty, jest podatny na nagięcia i manipulacje (o których nieco pisałem tutaj), a ponadto z pewnością nie powinien służyć do oceny wartości konkretnego artykułu. Nawet do oceniania czasopism nie powinien być stosowany mechanicznie, a coraz więcej organizacji przyłącza się do deklaracji DORA, mówiącej o odchodzeniu od fetyszyzowania tego wskaźnika. Bywają też dyscypliny, jak filozofia, w których zdarzają się bardzo ważne czasopisma bez IF (np. Mind). Tym niemniej, impact factor to dobre pierwsze, zgrubne kryterium: jeżeli go czasopismo nie ma, to zdecydowanie trzeba poważnie rozważyć, czy warto we nim publikować: po pierwsze, w niektórych systemach oceny posiadanie IF jest kluczowe, a po drugie, wśród czasopism bez IF jest sporo czasopism drapieżnych i bezwartościowych (choć oczywiście są także i dobre, tylko że trudniej je rozróżnić bez wprawy). Na początku kariery zdecydowanie nie warto się rozdrabniać: należy publikować z IF. Jak będziecie zaawansowani, możecie wchodzić w niuanse — ale na początku po prostu publikowanie bez IF może Wam w pewnych ocenach zaszkodzić.

Jednym ze znanych problemów IF jest to, że nie uwzględnia specyfiki dziedzinowej. W medycynie IF na poziomie 20 jest jak najbardziej możliwy, w socjologii czy filozofii już 4 będzie poziomem olimpijskim. Dlatego znacznie ciekawszym i sensowniej skonstruowanym jest wskaźnik SJR, oferowany przez Scopus. Po pierwsze, Scopus to znacznie większa baza czasopism, niż używana w JCR. Po drugie i ważniejsze, uwzględnia SciMagoJR, ranking dziedzinowy: aby uzyskać wysoki rezultat, czasopismo musi tam być częściej cytowane niż inne czasopisma w tej samej dyscyplinie, a nie w innych. Jeżeli czasopismo jest w górnym decylu swojej dyscypliny, to jest bardzo dobre, w górnym centylu — świetne. Warto zauważyć, że wskaźnik SJR całkiem zgrabnie odzwierciedla aktualny wpływ danego czasopisma na dyscyplinę naukową (choć, oczywiście, już nie pojedynczych tekstów). Nie warto wysyłać w pierwszym podejściu tekstu do czasopisma spoza górnego decyla — dajmy szansę dobrym czasopismom odrzucić nasz tekst, zanim pójdziemy do mniej prestiżowych.

W Polsce ważna jest też lista czasopism MNiSW (oryginalna pierwsza wersja tutaj). Oryginalnie opierała się w dużym stopniu na rankingach Scopusa, choć z losowymi uzgodnieniami międzydyscyplinarnymi (czasopisma, które były w więcej niż jednej, musiały koniec końców dostać jedną ocenę, a w Scopusie mogły mieć niską w jednej, a wysoką w drugiej). Używano także wiedzy eksperckiej — były powołane zespoły dyscyplinarne. Później doszło do tego ręczne starowanie przez min. Czarnka, bonusy dla czasopism religijnych, teologicznych, czy toruńsko-prawniczych. O zabawnych skutkach ubocznych skonstruowania listy w ten sposób pisałem (i dowodziłem czynem!) tutaj. Koniec końców, lista MNiSW nadal jest ważnym punktem odniesienia. W każdej decyzji o zatrudnieniach, jeśli coś do powiedzenia będzie miała kadra zarządzająca uczelni, preferowane będą osoby, które publikują za 100 i więcej punktów. Tutaj ważna uwaga: nie wchodząc w szczegóły, publikacje za 100 i więcej punktów w obecnej ocenie parametrycznej dają tyle właśnie punktów (bez ich dzielenia), o ile współautorzy i współautorki są z różnych ośrodków badawczych (a przynajmniej różnych dyscyplin). Jaki z tego wniosek? Początkująca osoba, która jest w stanie przekonać zespoły z różnych uczelni, że może wnieść do ich publikacji wartościowy wkład, może w tak skonfigurowanym kasynie zdobyć dużo punktów. Ma to pewien sens, bo pokazuje w ten sposób, że ma szeroką sieć kontaktów poza ośrodkiem macierzystym, choć oczywiście realnie trudno się zgodzić, że marginalny udział w 4 publikacjach za 100 pkt. jest wart dwukrotnie więcej, niż jedna samodzielna za 200 pkt. Do przeszukiwania listy ministerialnej po tytułach czasopism bardzo przydaje się serwis punktoza.pl lub ta wyszukiwarka.

Photo by Matthew Guay on Unsplash

Koniec końców, jak wspomniałem wcześniej, kluczowe jest zrozumienie, jakie publikacje i jakie siatki odniesienia są ważne dla osób, które Was będą oceniać w tych ocenach, które są dla Was realnie ważne (praca, stypendia, konkursy, nagrody). Te siatki odniesień naprawdę mogą być bardzo różne także na wspaniałym Zachodzie. Chociażby w dyscyplinie information studies, niektóre uczelnie umówiły się, że interesuje je tylko tzw. “koszyk ośmiu” czasopism. Nie ma dla nich znaczenia, że opublikujecie coś w Nature Communications czy PNAS, liczy się tylko te osiem. Trzeba więc dobrze rozumieć, w co się gra.

Z zakresu zarządzania dla różnych szkół biznesu istotne mogą być także np. takie klasyfikacje:

  1. Association of Business Schools (ABS) journal guide
  2. Financial Times 50 journals
  3. Australian Business Deans Council (ABDC) Journal Quality List

Zdarzyło mi się, że koleżanka z Wielkiej Brytanii posługiwała się listą ABS rygorystycznie — i w czasopiśmie ocenianym na mniej niż 3 (na 4 możliwe stopnie) nie publikowała, bo w jej karierze po prostu liczyłoby się to najwyżej jako szum tła.

OA vs drapieżne czasopisma

W czasopismach drapieżnych nie warto publikować nigdy. To NIE SĄ czasopisma naukowe. De facto stosują pasożytniczy model biznesowy, wykorzystując desperację i niewiedzę początkujących ludzi nauki. Ich podejście jest proste: akceptują wszystko, co im się wyśle w zamian za opłatę (Article Processing Fee).

Photo by Jeremy Perkins on Unsplash

Publikowanie w drapieżnych czasopismach jest groźne z kilku powodów. Po pierwsze, jeśli piszecie faktyczną pracę naukową, to zmarnujecie ją na czasopismo, w którym nikt tej pracy nie potraktuje poważnie. Po drugie, proces recenzyjny nie poprawi znacząco publikacji (a temu służy). Po trzecie, zaszkodzi Waszemu CV bardziej nawet, niż napisanie w nim, że zostaliście odrzuceni po recenzjach z dobrego czasopisma. Po czwarte, a taką plamę trudno usunąć, bo internet wszystko pamięta — możecie być oceniani przez pryzmat publikacji wiele lat po tym, jak już dawno nauczycie się reguł gry.

Od czasopism drapieżnych trzeba odróżnić czasopisma w tzw. złotym dostępie (gold open access). Także wymagają opłaty (APF), ale proces wyboru tekstów mają tak samo selektywny, jak inne czasopisma. Ich filozofia jest prosta: zamiast pobierać opłaty od czytelników i czytelniczek (wśród których jest wszak sporo osób, których nie stać na wykupienie dostępu do baz), przerzucają koszt na badaczki i badaczy, którzy mogą go pokryć z grantów, czy środków uczelni. Złoty OA nie jest lepszy ani gorszy od tradycyjnego systemu — można najwyżej powiedzieć, że cały system jest po prostu głęboko zepsuty. Popularne czasopisma OA, jak Plos ONE czy Frontiers (różne czasopisma), mają bardzo wiele zgłoszeń i większość odrzucają. Na modelu złotego OA opiera się też Nature. Generalna zasada zatem: jesli ktoś nam każe płacić za publikację (po normalnym procesie recenzyjnym), to jest ok, ale warto na to iść jedynie jeżeli ma IF (lub przyzwoity SJR), potwierdzony przez nas zewnętrznie, a nie deklarowany przez samo czasopismo, oraz jeśli mamy na to środki. Warto przy tym pamiętać, że w czasopismach OA można występować o redukcję opłaty, jeśli się nie ma grantu.

Listy drapieżnych czasopism:

  1. Cabell’s list of predatory journals (płatny dostęp)
  2. Beall’s list
  3. PredatoryJournals.com

W Polsce wprowadzenie najnowszej listy czasopism spowodowało szturm na drapieżne czasopisma, bo niektóre dają punkty. Ciekawym przypadkiem jest wydawnictwo MDPI, które również przeżywa boom dzięki polskiej reformie. Dość powiedzieć, że w ostatnich 5 latach teksty w czasopismach MDPI, które mają IF, stanowią blisko 7% wszystkich polskich publikacji z IF. Nie ulega wątpliwości, że wydawca ten ma świetny model biznesowy, bo nie stosuje czysto drapieżnych praktyk i część ich czasopism ma IF (ciekawe jest swoją drogą, czy stosują dużo wzajemnych cytowań, bada to aktualnie Emanuel Kulczycki). MDPI wydaje też znane czasopisma, jak Vaccines (które ostatnio zaliczyło kontrowersyjne retraction). Jednocześnie bardzo agresywnie rekrutują autorów i autorki, redaktorów i redaktorki numerów specjalnych, a w dodatku incentywizują pozytywne recenzje (dostaje się kredyt na poczet opłaty OA w momencie, gdy recenzowany tekst się ukaże). Jeśli mogę cokolwiek doradzić, to wstrzymywanie się od publikowania w MDPI na początkowym etapie kariery. Jeśli ktoś ma kilkanaście innych publikacji z IF, to jedna w MDPI różnicy nie zrobi (choć raczej w żadną stronę). Natomiast u osoby ubiegającej się o pierwszą pracę akademicką (lub stopień), jeśli publikacje z MDPI stanowią istotną część dorobku, to może to rzucać nań cień u niektórych odbiorców i odbiorczyń.

Emanuel Kulczycki

Wyszukiwarki czasopism

Znalezienie czasopisma, które pasuje do naszego tekstu mogą ułatwiać wyszukiwarki (niestety, głównie wydawców, a nie zbiorcze):

  1. https://journalsuggester.springer.com/
  2. https://journalfinder.elsevier.com/
  3. https://journalfinder.wiley.com/

Ciekawa nowa strona to https://academic-accelerator.com/ —na razie niestety wciąż niedopracowana, ale kto wie? Kiedy zaczniecie składać teksty i dostaniecie pierwsze rejecty, pomiętajcie o Journal of Universal Rejection — może zapewni Wam nieco ukojenia :) Pro tip: major revisions to powód do szampana!

Warto też rzucić okiem na narzędzie do pisania ustrukturyzowanego abstractu.

Inne rady

Szukajcie ogłoszeń o numerach specjalnych czasopism z tematyką pasującą Waszym badaniom. Publikowanie w nich będzie znacznie łatwiejsze, niż w numerach ogólnych.

Szukajcie czasopism, które publikują numery często (nawet co miesiąc, a nie tradycyjnie, co kwartał) — nawet jeżeli dostać się do nich równie trudno jak do innych, to chociaż powinny mieć dobrze opracowany proces zarządzania obiegiem manuskryptów, dzięki czemu przynajmniej Wasz zgłoszony tekst nie będzie leżał miesiącami w przegródce “znaleźć recenzentów”.

Publikowanie książek

Wybór wydawcy książki jest równie skomplikowany, jak czasopisma. Podstawowa rada: jeżeli możecie, walczcie o to, aby mieć prawo do publikacji po polsku i po angielsku (innymi słowy, jeżeli wydawca jest polski, zarezerwujcie sobie prawo do wydania po angielsku i odwrotnie). Wydawcy chętnie biorą pełnię praw, ale sami nie kiwną palcem, aby Wam pomóc w wydaniu w innym języku, więc warto o to zadbać na samym początku.

Photo by Alex Block on Unsplash

Wydanie książki ma sens zazwyczaj dopiero po doktoracie — tradycyjnie przyjmowało się, że książka jest jednym z kryteriów habilitacji i chociaż od dawna nie jest tak już formalnie, to w niektórych dyscyplinach nadal może pojawiać się takie oczekiwanie.

Pisanie dobrego konspektu książki to sztuka sama w sobie. może napiszę o tym kiedyś, na dziś prosta rada: pamiętajcie, że książka musi być ciekawa, pokazywać coś nowego i nieoczywistego (czyli być przeciwieństwem typowej polskiej pracy awansowej).

Rankingi wydawców:

  1. SENSE academic publishers’ ranking
  2. Polski ranking ministerialny (warto patrzeć na elitarne, bo pozostałe są zrównane ze sobą i wydawnictwo ksiegarni św. Jacka jest, zdaniem Ministra, warte tyle co Palgrave.

To tyle złotych myśli na temat złotego OA i nie tylko — powodzenia! :)

--

--

Dariusz Jemielniak

Prof of Management at Kozminski University, author of “Common Knowledge? An Ethnography of Wikipedia” (2014 Stanford UniPress), WikimediaFoundation Board member